wtorek, 2 czerwca 2020

Jestem programistą, ale życie pisze inne scenariusze.

Mam na imię Mikołaj. Jestem programistą. Czasami jednak życie pisze inne scenariusze.

Mój pradziadek posiadał niewielką kamienicę w Inowrocławiu, dawnej stolicy zachodnich Kujaw. Prowadził tam piekarnię, mieszkała tam cała jego 9-osobowa rodzina. Trudno powiedzieć kiedy została dokładnie wybudowana. Można szacować, że 3-piętrowy (2 piętra + użytkowe poddasze) budynek frontowy powstał około 1850 roku. Kawał historii.


W 2005 roku zupełnie niespodziewanie moje losy związują się z tą nieruchomością. Prawdopodobnie na bardzo długo. Jak do tego doszło? Kamienica jest administrowana przez komunalną spółkę PGKiM.  Mój pradziadek Stefan posiadał dziesięcioro dzieci (trójka zmarła bardzo wcześnie), oraz ponad dwudziestkę wnuków. W efekcie na początku XXI wieku lista współwłaścicieli grubo przekracza 20-osób.




 Część z nich już umarła, a ich dzieci czasami nie kwapiły się nawet do przeprowadzania postępowania spadkowego. Trudno spodziewać się by ta ruina mogła przysporzyć komuś pożytków. Bardziej prawdopodobny scenariusz to ciągnące się latami problemy, strata czasu. Kamienica ewidentnie podupada. Miejska spółka przydzielała lokale osobom, które nie dbały o swoje mieszkania i części wspólne nieruchomości. Czynsze są groszowe, co nie pozwala na prowadzenie remontów i podniesienie jakości tej przestrzeni.




W tej sytuacji każdy normalny człowiek trzymałby się od tego z daleka. Tak zrobiła cała moja rodzina charakteryzująca się zdrowym rozsądkiem. Ostatni z rodziny, wujek Heniu przeniósł się do mieszkania w bloku nieopodal. Pozostawił sobie na "D43" jedynie garaż.
W Inowrocławiu mieszka obecnie niewielka część spadkobierców, większość rozjechała się po kraju i świecie. Ja mieszkam w Bydgoszczy, 50 kilometrów od Inowrocławia.

Początek mojej historii na D43.


Trójka sióstr, kuzynek mojego ojca, Macieja: Ela, Wanda i Bożena, postanowiły przekazać swoje udziały w tej kamienicy właśnie jemu. Chciały uporządkować swoje sprawy. Byli mocno związani emocjonalnie. Mój ojciec miał wtedy 57 lat i powoli także zastanawiał się co zrobi ze swoimi udziałami w nieruchomości. Mój brat nie chciał się angażować w ten temat, obie siostry wyjechały daleko w świat. Tata zapytał czy chcę przejąć te udziały. Nieopatrznie się zgodziłem. Zawsze ciągnęło mnie do trudnych misji, a niemożliwe ubóstwiałem. Czy mogła zdarzyć się lepsza okazja?

W grudniu 2005 zostałem dumnym posiadaczem 14,28% udziałów w nieruchomości. Przy wartości kamienicy szacowanej na 178,5 tys złotych stanowiło to wartość około 25,5 tysiąca złotych. W 2005 roku stanowiło to 9-krotność średniej pensji w Polsce.



Do końca nie zdawałem sobie sprawy w co się pakuję. ale zawsze lubiłem przygody. W kolejnych wpisach postaram się odsłonić jak ta decyzja przełożyła się na moje finanse. Będę pisał o porażkach, dylematach i trudnych decyzjach, które trzeba było podejmować. Wiele wyzwań ciągle przede mną.


czytaj dalej: 2008 rok - kamienica wraca pod zarząd prywatny


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz